5 rzeczy, których nienawidzę w pracy infobrokera

O infobrokerze pisze się głównie jako o zawodzie przyszłości albo jako o zawodzie do pracy w domu. Ale nigdy nie piszę się o jego wadach i zaletach. Zastanawiałam się ostatnio, co lubię a czego nie w mojej pracy. I o to efekt. O tym, co kocham w tym zawodzie będzie następnym razem.

1. Robienia baz danych

Bazy danych firm to pierwsze i najczęstsze zlecenia infobrokerskie. Każdy broker przez to przechodził. Baza na 50, 500 albo 5000 rekordów. Każdy rekord to nazwa, adres, www, telefon i inne dane. Wieczne kopiuj wklej i znów kopij wklej i tak 500 razy. Praca czasochłonna i monotonna, a w dodatku trzeba się skupić. Żeby baza była dobrze zrobiona, należy sprawdzić aktualność danych oraz zadbać aby np. numery telefonów były wklejane w ten sam sposób. W dodatku są to zlecenia bardzo niedoceniane przez klienta i mało płatne. Każdemu (kto sam nie robił) wydaje się, że to praca na 5 minut i bez większego wysiłku 5 tysięcy rekordów można wytrząsnąć jak z rękawa.
Pozdrowienia dla wszystkich siedzących nad bazami 😊

2. Uświadamiania innych, że szukam lepiej niż Google

Teraz, patrząc z perspektywy lat ,już nie muszę tego robić ale… Początki mojej infobrokerskiej drogi obfitowały we wszelkie tłumaczenia, na czym polega moja praca i dlaczego jestem lepsza niż Google. Ostatnio jestem coraz pozytywniej zaskoczona rosnącą świadomością istoty zawodu brokera informacji. Coraz większa liczbo osób dostrzega też to, że aby znaleźć coś w Google, trzeba naprawdę umieć szukać albo zlecić to komuś, kto umie.

3. Edycji raportów

Przed Tobą 100 stron opisów firm, projektów i instytucji ułożonych wg jednego schematu. Aż tu nagle bach… klient zmienia koncepcję, prosi i nęci, aby jakieś informacje dodać i nagle musisz zrobić edycję tych wszystkich opisów. To ta mniej fascynująca cześć zleceń infobrokerskich.

4. Ram czasowych

Nie chodzi tu o ramy czasowe projektu i termin realizacji zlecenia. To jest jak najbardziej potrzebne w pracy nad zleceniem. Chodzi o to, że czasem pracuję nad jakimś tematem, który mi się podoba lub jest trudny. Uda się go skończyć. Mijają np. 2 tygodnie i nagle trafiam na jakieś ciekawe źródło lub artykuł, który idealnie pasowałby do już skończonego tematu. Zdarzało mi się, podsyłać już po zakończonej współpracy jakieś ciekawe informacje do klienta. Frustrujące jest jednak, że wtedy, kiedy było trzeba, nie udało się tego znaleźć.

5. Uzależnienia od innych

Pozyskiwanie informacji bardzo często wykracza poza wyszukiwarkę i poza bazę danych. Szukamy jej lub pozyskujemy od ludzi i firm. Tak na przykład jest z cenami. I wtedy przychodzi moment, kiedy moja praca staje się zależna od kogoś bezpośrednio w projekt niezaangażowanego. To, czy będę mogła dokończyć swoje zlecenie, zależy zupełnie od człowieka, na którego działanie nie mam wpływu. Parę lat tematu realizowałam projekt, w którym musiałam pozyskać ceny od firm z Łotwy. Podczas rozmowy telefonicznej miałam zapewnienia, że już mi cennik wysyłają i wysyłali go 2 tygodnie (mailem, nie gołębiem pocztowym 😉). Ale ile razy się musiałam przypominać i ile nerwów stracić, to już moje. Nauczona tym doświadczeniem, teraz na początku współpracy ostrzegam klienta, że termin realizacji nie jest w pełni zależy ode mnie.

Pomimo, tych kliku wad i tak kocham swoją pracę.

przeczytaj również